Przejdź do głównej zawartości

Turystyka wąwozowa, czyli spacerujemy po Cheile Turzii


Kiedy poprzednio byliśmy w Rumunii,  przy jednym z naszych biwaków znaleźliśmy miejsce, które postanowiliśmy odwiedzić. Mowa o Wąwozie Turda. Niby łatwa trasa na odcinku ok. 2 km w jedną stronę, ale... No właśnie... Byliśmy wówczas z dwoma psami z których jeden miał już 15 lat i  niespełna roczną Franką, która zasnęła w nosidełku i zwisała niczym kukiełka. Do tego temperatura tego dnia była bardzo wysoka. Odczuwaliśmy ją dotkliwie, pomimo chłodu, który panował na dnie wąwozu. Musieliśmy zrezygnować, ale postanowiliśmy, że za rok przyjedziemy powtórnie już lepiej przygotowani. I słowa dotrzymaliśmy. Tym razem mieliśmy już nosidełko turystyczne, pies był jeden a na wędrówkę wybraliśmy wrzesień, więc i pogoda nam sprzyjała. Czego chcieć więcej? 


Sam wąwóz znajduje się ok. 5 km od Turdy - miasteczka, które znane jest z kopalni soli. Jest to przepiękne miejsce, które zostało wyrzeźbione na przestrzeni lat przez niewielką rzeczkę. Widać tam potęgę i piękno natury. Skalne ściany wznoszą się na wysokość nawet 300 m i trzeba mocno zadzierać głowę żeby zobaczyć ich szczyty. Cały szlak ciągnie się wzdłuż potoku, przez który w kilku miejscach przerzucone są drewniane mostki. Na niektórych trzeba mocno uważać, bo deski nie są już pierwszej świeżości a rozglądając się wokół z zachwytem, łatwo można to przeoczyć. Tak, jak i to, że droga prowadząca przez półki skalne jest mocno wyślizgana przez przemierzające tędy rzesze turystów. Bo jest ich sporo. W końcu to jedna z najbardziej znanych atrakcji Siedmiogrodu. My odwiedzając wąwóz już po sezonie liczyliśmy na to, że nie będzie tłumów. I niestety się przeliczyliśmy. Przy okazji również okazało się, że mamy zupełnie inne wyobrażenie turystyki "wąwozowej" niż część osób, które spotykaliśmy po drodze. Założyliśmy buty trekkingowe i plecaki, podczas gdy inni śmigali w klapeczkach i z reklamówką browarów.  Nie wiem... być może alkohol dodaje odwagi, bo czasami trzeba się mijać z osobami idącymi w drugą stronę na bardzo wąskich przestrzeniach. Pan idący przed nami tak mocno dzierżył w rękach swoje napitki, że nawet nie korzystał z lin, które przytwierdzono do skalnych ścian. Może wizja wypicia browara bardziej trzyma w pionie niż jakieś tam uchwyty?  Nie wiem... może kiedyś dojrzeję do sprawdzenia tego. 




Z wąwozu wychodzi się na olbrzymią łąkę, na której gdzie nie spojrzeć pasą się owce. Jest też jakiś punkt gastronomiczny z kilkoma ławkami, gdzie można się posilić i uzupełnić płyny, by po chwili ruszyć w drogę powrotną Można pójść górą, skąd rozciągają się niesamowite widoki, ale my zdecydowaliśmy się wrócić tą samą trasą, którą przyszliśmy. Podejście było zbyt strome, żeby wspinać się tam z Franką na plecach.

 Tak więc mamy powód, żeby wrócić tam jeszcze kiedyś - tym razem, kiedy dorośnie nam dziecko. 




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kontrowersyjny Ogród Niewiniątek

Kilkanaście lat temu zaczęły się masowe wyjazdy Polaków za granicę  w celach zarobkowych.  Na tej sytuacji mocno cierpiały rodziny a najbardziej dzieci, które musiały znosić rozłąkę z rodzicami. To zainspirowało artystę - Sylwestra Ambroziaka do stworzenia instalacji poświęconej Eurosierotom. Składa się ona z 22 rzeźb wykonanych z żywicy epoksydowej i można ją zobaczyć w dzielnicy Katowic - Szopienicach. Część instalacji znajduje się na terenie Browaru Mokrskich przy ul. Bednorza a część na trawniku przed nim.  Pomimo tego, iż rzeźby pojawiły się już w 2015 r, do dziś wzbudzają spore kontrowersje. Jedni widzą w nich zdeformowane dzieci, inni przybyszy z obcej galaktyki. I chyba nie ma osoby, która przeszłaby obok nich obojętnie. Mnie się podobają, ale jak wiadomo o gustach się nie dyskutuje. 😉

Pola naftowe, jaskinie i foki, czyli nareszcie w Bułgarii

  Wjeżdżając do Bułgarii liczyliśmy się z tym, że trzeba przejść przez kontrolę graniczną. Ale nie takiej się  spodziewaliśmy. Podszedł pan, sprawdził dokumenty i poszedł. Nikomu nic nie mówiąc. I tak siedzieliśmy w tym aucie jak dwa ciołki. Czy to już? Zastanawialiśmy się nie mając kogo zapytać, bo jak okiem sięgnąć nie było żywego ducha. No może poza kierowcami tirów, którzy stali karnie tuż przy drodze. Postanowiliśmy się ruszyć, bo co tak będziemy sami stać. Jakby co, to nas zatrzymają, nie? Ale nie zatrzymali. I tym to sposobem znaleźliśmy się w kraju, który był celem naszego wyjazdu. Jechaliśmy drogami, które przypominały  nasze wojewódzkie. I kiedy coraz rzadziej pojawiały się zabudowania, zaczęliśmy się rozglądać za jakimś miejscem na nocleg. Co rusz od głównej drogi odchodziły ścieżki prowadzące ku morzu. Przecinały one olbrzymie trawiaste pola na których gdzieś na horyzoncie majaczyły wiatraki. Zdecydowaliśmy się wjechać w jedną z takich bocznych dróg i tym same...

Pałac Sybilli czyli śląski Windsor

  Szczodre to niewielka miejscowość niedaleko Wrocławia. Zajrzeliśmy tam na początku roku, bo znalazłam gdzieś informacje, że jest tam stary, poniemiecki cmentarz. Ło panie... cmentarz? Toż pojechać tam natentychmiast trzeba! Jako, że u mnie chcieć to móc, już za chwilę byliśmy na miejscu.  Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że na terenie cmentarza był kiedyś teatr, który następnie zlikwidowano, postawiono kaplicę z przepięknym marmurowym ołtarzem a teren przyległy przeznaczono na pochówki. Pozwiedzałam nekropolię, która dosłownie tonie w zieleni, spod której wychylają się nieśmiało pojedyncze mogiły. Nad całością góruje mauzoleum, które wielokrotnie było bezczeszczone. Zapewne "poszukiwacze skarbów" uznali, że w tak okazałym grobowcu musi być pochowany ktoś ważny i bogaty, więc warto zajrzeć do środka. Bliżej drogi odnaleźć można kilka nowszych grobów, tzn powojennych na których widać ślady nieco bardziej już współczesne, czyli znicze. A przypominam, że to nie listopad. :)  Z...