Przejdź do głównej zawartości

Sanatorium-widmo, czyli witamy w Przerzeczynie - Zdrój


 

    Pojechaliśmy w weekend do miejscowości o pięknej acz trudnej do wypowiedzenia nazwie Przerzeczyn Zdrój. Tak się zastanawiam, jak to wypowiadają cudzoziemcy. ;)

Przerzeczyn jest niewielką miejscowością tuż obok Niemczy a Zdrój w jego nazwie nie jest przypadkowy. W 1802 r. hrabia von Pfeil - członek rodziny w której posiadaniu była miejscowość, odkrył dobroczynne działanie płynących tam wód. Wybudował sobie niewielką altankę, wstawił doń wannę i zaczął uskuteczniać lecznicze kąpiele. Kiedy wieść się rozniosła, więcej ludzi chciało korzystać z naturalnych dóbr. I mniej więcej w taki sposób powstało uzdrowisko. Było to najmniejsze sanatorium w Polsce, które było w stanie pomieścić zaledwie 160 kuracjuszy. Piszę było, bo niestety obecnie stoi puste. Kiedy w 2011r postanowiono dokonać prywatyzacji ośrodka, rozpoczęła się dla niego równia pochyła. Właściciel zadłużył sanatorium oraz zamknął zarówno ośrodek jak i źródła. Nie można więc po prostu przyjść i nabrać sobie wody, chociaż widzieliśmy, jak miejscowy zbierał ją sposobem - za pomocą czerpaka. Nie jest to proste, gdyż źródło wypływa z boku betonowego murka by znaleźć się w rzece Ślęży. I ostrzegam - nie umawiajcie się tam na romantyczny spacer -w powietrzu unosi się zapach siarkowodoru. :)

Wchodząc na teren uzdrowiska ma się wrażenie, że czas stanął w miejscu - budynki jakby zapraszały do siebie gości, fontanna, mimo, iż nieczynna od jakiegoś już czasu przypomina, że kiedyś przy jej szmerze kuracjusze oddawali się odprężającym wędrówkom. 


Na terenie ośrodka jest miejsce, gdzie można popracować nad tężyzną fizyczną - ścieżka zdrowia - sporych rozmiarów plac na którym rozmieszczono tablice z instrukcjami ćwiczeń. Części tablic już nie ma - może ćwiczenia były tak skuteczne, że ktoś zapragnął je wykonywać w domu.  Zapewne dawniej były tu i przyrządy do ćwiczeń. Dziś nie pozostał po nich ślad. Jedynie zmurszałe ławki przypominają
o tym, że kiedyś bywali tu ludzie. 

Życie towarzyskie musiało tu kwitnąć, bo udało nam się znaleźć na tablicy ogłoszeń zaproszenie do restauracji uzdrowiskowej na zabawę ostatkową w 2017r oraz informacje o wycieczkach do Wiednia, Pragi, Skalnego Miasta, Zamku Książ i innych. Na bogato :) Może kiedyś przyjadę tu na jaką terapię? Jest duża szansa, że do mojej emerytury ktoś zainwestuje w Przerzeczyn i na parkiecie będzie znowu królować jakaś panna Krysia. 



Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kontrowersyjny Ogród Niewiniątek

Kilkanaście lat temu zaczęły się masowe wyjazdy Polaków za granicę  w celach zarobkowych.  Na tej sytuacji mocno cierpiały rodziny a najbardziej dzieci, które musiały znosić rozłąkę z rodzicami. To zainspirowało artystę - Sylwestra Ambroziaka do stworzenia instalacji poświęconej Eurosierotom. Składa się ona z 22 rzeźb wykonanych z żywicy epoksydowej i można ją zobaczyć w dzielnicy Katowic - Szopienicach. Część instalacji znajduje się na terenie Browaru Mokrskich przy ul. Bednorza a część na trawniku przed nim.  Pomimo tego, iż rzeźby pojawiły się już w 2015 r, do dziś wzbudzają spore kontrowersje. Jedni widzą w nich zdeformowane dzieci, inni przybyszy z obcej galaktyki. I chyba nie ma osoby, która przeszłaby obok nich obojętnie. Mnie się podobają, ale jak wiadomo o gustach się nie dyskutuje. 😉

Pola naftowe, jaskinie i foki, czyli nareszcie w Bułgarii

  Wjeżdżając do Bułgarii liczyliśmy się z tym, że trzeba przejść przez kontrolę graniczną. Ale nie takiej się  spodziewaliśmy. Podszedł pan, sprawdził dokumenty i poszedł. Nikomu nic nie mówiąc. I tak siedzieliśmy w tym aucie jak dwa ciołki. Czy to już? Zastanawialiśmy się nie mając kogo zapytać, bo jak okiem sięgnąć nie było żywego ducha. No może poza kierowcami tirów, którzy stali karnie tuż przy drodze. Postanowiliśmy się ruszyć, bo co tak będziemy sami stać. Jakby co, to nas zatrzymają, nie? Ale nie zatrzymali. I tym to sposobem znaleźliśmy się w kraju, który był celem naszego wyjazdu. Jechaliśmy drogami, które przypominały  nasze wojewódzkie. I kiedy coraz rzadziej pojawiały się zabudowania, zaczęliśmy się rozglądać za jakimś miejscem na nocleg. Co rusz od głównej drogi odchodziły ścieżki prowadzące ku morzu. Przecinały one olbrzymie trawiaste pola na których gdzieś na horyzoncie majaczyły wiatraki. Zdecydowaliśmy się wjechać w jedną z takich bocznych dróg i tym same...

Jak przypadkiem odnaleźliśmy bunkier na plaży.

  Okolice Nesebyru tak nam się spodobały, że postanowiliśmy tam zostać na dłużej. Nie w samym mieście rzecz jasna a w jakimś uroczym zakątku nieopodal. Tym bardziej, że linia brzegowa tego regionu wynosi, bagatela 50 km! Nie musieliśmy długo szukać, bo już za drugim podejściem natrafiliśmy na fajne miejsce, które idealnie nadawało się na biwak. Z tyłu pilnował nas niedokończony hotel, z boku mieliśmy hotel działający a przed nami rozpościerało się morze. Dodatkowo z miejsca, gdzie stanęliśmy można było dostrzec majaczący gdzieś w oddali Nesebyr. Doskonale widać go było w nocy, kiedy rozświetlony wyróżniał się na tle morza. Idealne miejsce do tego, żeby odpocząć, zregenerować się i nabrać sił do dalszej podróży. Kiedy Maniek zabrał się za rozstawianie namiotu my z Franką wybrałyśmy się na mały rekonesans. Standardowo dołączył do nas kolejny pies, więc znowu przez chwilę mieliśmy na stanie dwa zwierzaki. W sumie, jak się tak zastanawiam, to okazuje się, że Pepsi zawarła w trakcie teg...