Przejdź do głównej zawartości

Domanice - wioska lilaków

 


    W przepięknej scenerii Doliny Bystrzycy i z widokiem na Ślężę ulokowana jest druga co do wielkości miejscowość gminy Mietków, czyli Domanice. Kto raz tam pojechał, ten przepadł na zawsze, czego jestem doskonałym przykładem. Nad wsią dominuje zabytkowy kościół św. Anny
a część zabudowań, które zobaczymy przechadzając się pełnymi uroku uliczkami pochodzi z końca
XIX i początku XX w. 



Jeszcze przed wybuchem II Wojny Światowej Domanice były w zasadzie samowystarczalne.
Posiadały piekarnię, masarnię, młyn, stację paliw, kilka karczm, dwa kościoły - ewangelicki
oraz katolicki oraz zamek, któremu chciałabym się bliżej przyjrzeć.
Do jego budowy wybrano teren, który naturalnie sprzyjał obronności - skała tuż nad brzegiem Bystrzycy. Patrząc na zamek z przodu nie widać jego potęgi - ot, kolejny ładny pałacyk.
Wybierając się na spacer dookoła budowli można dostrzec jego potęgę. 


    Aż do XX w. zamek w Domanicach od strony wspomnianego cypla porastały piękne odmiany lilaków. Od nich to właśnie wzięła się nazwa posiadłości "liliowy zamek". Zresztą o samej wiosce mówi się "Domanice - wioska lilaków". Prawda, że uroczo? 

Do zamku jechało się niegdyś aleją kasztanową, mijając zabudowania gospodarcze wjeżdżało
się na most nad suchą fosą by znaleźć się na okazałym dziedzińcu. Po dziś dzień można tam podziwiać fontannę z rzeźbą lwa, trzymającego w łapach herb Brandenburgów. Nieco dalej znajdziemy budynek, który służył do rozrywek, towarzyskich spotkań i miłego spędzania czasu.
Był to pawilon z urządzeniami ogrodowymi i  "pięknym widokiem", bo takie jest znaczenie słowa belweder. 
Obecnie widok, który mieli ówcześni właściciele zasłaniają wyrosłe w międzyczasie drzewa,
ale kiedyś roztaczała się stamtąd panorama na płynącą leniwie Bystrzycę  na oraz park przypałacowy.




Zamek zbytnio nie ucierpiał w wyniku działań wojennych, ale jak większość budowli Dolnego Śląska został rozgrabiony przez "wyzwolicielską" armię czerwoną. 

Ten, kto miał szczęście, mógł przez jakiś czas być rezydentem domanickiego zamku, bowiem w okresie powojennym pełnił funkcję ośrodka kolonijnego a mieszkańcy wsi urządzali w sali balowej wesela
i inne przyjęcia okolicznościowe. 

Obecnie Zamek jest zamknięty dla zwiedzających. Jedynie co jakiś czas otwiera swoje podwoje, głównie przy okazji wydarzeń kulturalnych. Ostatnią okazją jest wystawa fotografii p. Joanny Fangrat, którą można zobaczyć jeszcze w ten weekend (10-12.06.2022r.)





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kontrowersyjny Ogród Niewiniątek

Kilkanaście lat temu zaczęły się masowe wyjazdy Polaków za granicę  w celach zarobkowych.  Na tej sytuacji mocno cierpiały rodziny a najbardziej dzieci, które musiały znosić rozłąkę z rodzicami. To zainspirowało artystę - Sylwestra Ambroziaka do stworzenia instalacji poświęconej Eurosierotom. Składa się ona z 22 rzeźb wykonanych z żywicy epoksydowej i można ją zobaczyć w dzielnicy Katowic - Szopienicach. Część instalacji znajduje się na terenie Browaru Mokrskich przy ul. Bednorza a część na trawniku przed nim.  Pomimo tego, iż rzeźby pojawiły się już w 2015 r, do dziś wzbudzają spore kontrowersje. Jedni widzą w nich zdeformowane dzieci, inni przybyszy z obcej galaktyki. I chyba nie ma osoby, która przeszłaby obok nich obojętnie. Mnie się podobają, ale jak wiadomo o gustach się nie dyskutuje. 😉

Pola naftowe, jaskinie i foki, czyli nareszcie w Bułgarii

  Wjeżdżając do Bułgarii liczyliśmy się z tym, że trzeba przejść przez kontrolę graniczną. Ale nie takiej się  spodziewaliśmy. Podszedł pan, sprawdził dokumenty i poszedł. Nikomu nic nie mówiąc. I tak siedzieliśmy w tym aucie jak dwa ciołki. Czy to już? Zastanawialiśmy się nie mając kogo zapytać, bo jak okiem sięgnąć nie było żywego ducha. No może poza kierowcami tirów, którzy stali karnie tuż przy drodze. Postanowiliśmy się ruszyć, bo co tak będziemy sami stać. Jakby co, to nas zatrzymają, nie? Ale nie zatrzymali. I tym to sposobem znaleźliśmy się w kraju, który był celem naszego wyjazdu. Jechaliśmy drogami, które przypominały  nasze wojewódzkie. I kiedy coraz rzadziej pojawiały się zabudowania, zaczęliśmy się rozglądać za jakimś miejscem na nocleg. Co rusz od głównej drogi odchodziły ścieżki prowadzące ku morzu. Przecinały one olbrzymie trawiaste pola na których gdzieś na horyzoncie majaczyły wiatraki. Zdecydowaliśmy się wjechać w jedną z takich bocznych dróg i tym same...

Jak przypadkiem odnaleźliśmy bunkier na plaży.

  Okolice Nesebyru tak nam się spodobały, że postanowiliśmy tam zostać na dłużej. Nie w samym mieście rzecz jasna a w jakimś uroczym zakątku nieopodal. Tym bardziej, że linia brzegowa tego regionu wynosi, bagatela 50 km! Nie musieliśmy długo szukać, bo już za drugim podejściem natrafiliśmy na fajne miejsce, które idealnie nadawało się na biwak. Z tyłu pilnował nas niedokończony hotel, z boku mieliśmy hotel działający a przed nami rozpościerało się morze. Dodatkowo z miejsca, gdzie stanęliśmy można było dostrzec majaczący gdzieś w oddali Nesebyr. Doskonale widać go było w nocy, kiedy rozświetlony wyróżniał się na tle morza. Idealne miejsce do tego, żeby odpocząć, zregenerować się i nabrać sił do dalszej podróży. Kiedy Maniek zabrał się za rozstawianie namiotu my z Franką wybrałyśmy się na mały rekonesans. Standardowo dołączył do nas kolejny pies, więc znowu przez chwilę mieliśmy na stanie dwa zwierzaki. W sumie, jak się tak zastanawiam, to okazuje się, że Pepsi zawarła w trakcie teg...