W niewielkich Łubowicach pod Raciborzem można odnaleźć wielkie skarby.
I bardziej mam tu na myśli walory estetyczne niż to, co posiadają w swoich skrzyniach piraci.
Wielu mieszkańców przynależy do mniejszości niemieckiej, więc Łubowice były pierwszą na Śląsku miejscowością, gdzie można spotkać nazwy w dwu językach: polskim i niemieckim.
I jakoś tak mi się właśnie Łubowice skojarzyły z niemieckim ładem. Bo wszystko ma swoje miejsce, jest uporządkowane i do tego wszystkiego maksymalnie chyba wykorzystano fakt,
iż urodził się tam poeta romantyczny Joseph von Eichendorff. I o nim właśnie dziś chcę napisać.
No może niekoniecznie o nim, tylko o domu, w którym się urodził.
Dom ten powstał w 1786r jako budowla barokowa, by po przebudowie w 1860r
stać się neogotycką. Jak się domyślacie, nie była to byle jaka kamienica, tylko pałac.
Taki najprawdziwszy, który miał wokół park i w którym odbywały się przyjęcia.
Rodzice Josepha von Eichendorffa wyprawili tam wesele, kiedy ten nie był jeszcze w pełni ukończony.
Piękno pałacu można obecnie podziwiać jedynie na starych fotografiach i rysunkach,
bo niestety w 1945r w wyniku walk o tzw przyczółek łubowicki, pałac został uszkodzony.
Dodając do tego fakt, iż w latach późniejszych był "zarządzany" przez PGR, nikogo
nie powinno dziwić to, że przez lata obrócił się w ruinę. Przez wiele lat zarastał chwastami
i powoli natura zaczynała przejmować nad nim władzę.
Obecnie pałac porasta bluszcz i dodaje to budowli dużo uroku. Na frontowej ścianie umieszczono podobiznę poety a przebiegająca obok pałacu aleja, zwana Zajęczą Ścieżką jest miejscem, gdzie ustawiono tablice z jego twórczością.
Aleja prowadzi do miejsca, gdzie znajduje się punkt widokowy. Jednak to jeden z tych, gdzie widok przesłoniły drzewa. Można więc stanąć i pogapić się na liście czy tam korę - jak kto woli.
Jak się już pogapicie do woli, warto jeszcze zajrzeć na cmentarz, który znajduje się
tuż obok zamku. Niestety nie ma już na nim drewnianego kościoła, który został rozebrany
w 1907r - został po nim jeno krzyż.
Znajdziecie za to dzwony, które pierwotnie wisiały w kościele parafialnym, jednak ze względu
na nieprawidłowe wykonanie popękały i po ok. 20 latach zostały zdjęte.
Można tam również zobaczyć kamienie młyńskie z 1885r. Co ciekawe, kiedyś kościół przedstawiano jako mistyczny młyn w którym młynarzem był sam Bóg.
Macie więc okazję dotknąć sami części takiego starego młyna.
Na cmentarzu są również mogiły żołnierzy niemieckich, poległych w 1945r a także płyty nagrobne rodziny von Eichendorff.
Po II WŚ cmentarz został zdewastowany a w latach późniejszych wskutek zaniedbań popadał
w coraz większą ruinę
Gdyby nie poświęcenie mieszkańców Łubowic, dziś pewnie nie byłoby czego oglądać
a cmentarz byłby kawałkiem pola na którym rosną chwasty. To oni w 1988r rozpoczęli prace nad przywróceniem go do stanu obecnego
Na całe szczęście są na tym świecie ludzie, którzy dbają o ty, by o historię nie tylko czytać,
ale także móc ją zobaczyć i dotknąć.
W Brzeziu koło Raciborza jest kamień upamiętniający poetę, a samym Raciborzu chyba też jest pomnik.
OdpowiedzUsuńI mnie się takie inicjatywy bardzo podobają. Fajnie pokazywać to, co ważne. Bo często ludzie nawet nie wiedzą kto zacz. :)
Usuń