Przejdź do głównej zawartości

Mur Berliński na Dolnym Śląsku

 Dolny Śląsk niezmiennie mnie zadziwia. Ostatnio na ten przykład natknęłam się tam na kawałek Berlina. Ściślej zaś mówiąc Muru Berlińskiego. Tego, który dzielił niegdyś stolicę Niemiec na część wschodnią i zachodnią. Skąd takie cuda w niewielkiej Sosnówce, chciałoby się zapytać. 

Okazuje się, że na pomysł stworzenia instalacji, złożonej z oryginalnych płyt zburzonego Muru Berlińskiego wpadł stomatolog, dla którego mur stanowił część jego własnej historii. 

Ludwik Wasecki, bo o nim mowa założył rodzinę w Szwecji, jednak w Polsce zostali jego rodzice. Ówczesne władze nie wyrażały zgody na jego przyjazd do Polski. 
O tym, by rodzice mogli pojechać w odwiedziny też nie było mowy. Postanowili się więc spotykać
2 razy w roku w Berlinie. Rodzice przyjeżdżali do jego wschodniej części a pan Ludwik nie miał większych trudności, aby przedostać się tam z zachodniej.
W 1979r postanowił przenieść się do Berlina na stałe. 

Kiedy w 1989r zaczął się szturm na Mur Berliński, wziął ze sobą wiertło dentystyczne i odłupany za jego pomocą fragment zabrał jako pamiątkę. W głowie zaczął mu kiełkować pomysł, aby stworzyć instalację.
Pierwsza ukazywała trabanta, który przebija imitację Muru Berlińskiego. Samochód z jednej strony był pomalowany na złoto, co symbolizowało świetlaną przyszłość na zachodzie. Druga strona była koloru szarego, jak życie we wschodnich Niemczech. 
Instalację nazwano "Złota Przyszłość".
Po roku od stworzenia tego dzieła p. Ludwik poznał poprzez swojego pacjenta dyrektora muzeum Muru Berlińskiego , któremu bardzo spodobały się pomysły polskiego stomatologa.
Chciał, żeby tworzyć dalej, jednak tym razem już z oryginalnego muru.
Problem w tym, iż ceny  poszybowały w górę i za kawałek przęsła trzeba było wtedy zapłacić
ok. 
15 tys. marek. Zbieg okoliczności pozwolił na zakup muru w dużo niższej cenie.
W efekcie końcowym w Sosnówce na 5 ha terenie stanęło ok. 40 kawałków muru, które tworzą instalację "Parabola". 

Co ciekawe, w momencie budowy okoliczni mieszkańcy spodziewali się, że powstanie tam luksusowy hotel. Bo faktycznie łatwiej wyobrazić sobie budowę resortu od tak nieoczywistej inwestycji. Zwłaszcza w takim fajnym miejscu.
Bo nie wiem, jak w innych miesiącach, ale my nie dość, że mieliśmy fantastyczną pogodę,
to jeszcze oprócz śpiewu ptaków nie było słychać żadnych odgłosów.
Historia i natura - połączenie idealne. :)








Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kontrowersyjny Ogród Niewiniątek

Kilkanaście lat temu zaczęły się masowe wyjazdy Polaków za granicę  w celach zarobkowych.  Na tej sytuacji mocno cierpiały rodziny a najbardziej dzieci, które musiały znosić rozłąkę z rodzicami. To zainspirowało artystę - Sylwestra Ambroziaka do stworzenia instalacji poświęconej Eurosierotom. Składa się ona z 22 rzeźb wykonanych z żywicy epoksydowej i można ją zobaczyć w dzielnicy Katowic - Szopienicach. Część instalacji znajduje się na terenie Browaru Mokrskich przy ul. Bednorza a część na trawniku przed nim.  Pomimo tego, iż rzeźby pojawiły się już w 2015 r, do dziś wzbudzają spore kontrowersje. Jedni widzą w nich zdeformowane dzieci, inni przybyszy z obcej galaktyki. I chyba nie ma osoby, która przeszłaby obok nich obojętnie. Mnie się podobają, ale jak wiadomo o gustach się nie dyskutuje. 😉

Pola naftowe, jaskinie i foki, czyli nareszcie w Bułgarii

  Wjeżdżając do Bułgarii liczyliśmy się z tym, że trzeba przejść przez kontrolę graniczną. Ale nie takiej się  spodziewaliśmy. Podszedł pan, sprawdził dokumenty i poszedł. Nikomu nic nie mówiąc. I tak siedzieliśmy w tym aucie jak dwa ciołki. Czy to już? Zastanawialiśmy się nie mając kogo zapytać, bo jak okiem sięgnąć nie było żywego ducha. No może poza kierowcami tirów, którzy stali karnie tuż przy drodze. Postanowiliśmy się ruszyć, bo co tak będziemy sami stać. Jakby co, to nas zatrzymają, nie? Ale nie zatrzymali. I tym to sposobem znaleźliśmy się w kraju, który był celem naszego wyjazdu. Jechaliśmy drogami, które przypominały  nasze wojewódzkie. I kiedy coraz rzadziej pojawiały się zabudowania, zaczęliśmy się rozglądać za jakimś miejscem na nocleg. Co rusz od głównej drogi odchodziły ścieżki prowadzące ku morzu. Przecinały one olbrzymie trawiaste pola na których gdzieś na horyzoncie majaczyły wiatraki. Zdecydowaliśmy się wjechać w jedną z takich bocznych dróg i tym same...

Jak przypadkiem odnaleźliśmy bunkier na plaży.

  Okolice Nesebyru tak nam się spodobały, że postanowiliśmy tam zostać na dłużej. Nie w samym mieście rzecz jasna a w jakimś uroczym zakątku nieopodal. Tym bardziej, że linia brzegowa tego regionu wynosi, bagatela 50 km! Nie musieliśmy długo szukać, bo już za drugim podejściem natrafiliśmy na fajne miejsce, które idealnie nadawało się na biwak. Z tyłu pilnował nas niedokończony hotel, z boku mieliśmy hotel działający a przed nami rozpościerało się morze. Dodatkowo z miejsca, gdzie stanęliśmy można było dostrzec majaczący gdzieś w oddali Nesebyr. Doskonale widać go było w nocy, kiedy rozświetlony wyróżniał się na tle morza. Idealne miejsce do tego, żeby odpocząć, zregenerować się i nabrać sił do dalszej podróży. Kiedy Maniek zabrał się za rozstawianie namiotu my z Franką wybrałyśmy się na mały rekonesans. Standardowo dołączył do nas kolejny pies, więc znowu przez chwilę mieliśmy na stanie dwa zwierzaki. W sumie, jak się tak zastanawiam, to okazuje się, że Pepsi zawarła w trakcie teg...