Przejdź do głównej zawartości

Zwiedzanie na bogato czyli rozbijam się po zamkach.

 Im jestem starsza, tym większe mam przekonanie o tym, że płynie we mnie jakaś błękitna krew.
Bo jak sobie wytłumaczyć fakt, że gdziekolwiek się nie ruszę, tam o pałac czy też inny zamek się potykam? 

Tak też stało się pewnego dnia, kiedy to postanowiłam pojechać przed siebie i pobyć tylko sama
z własnymi myślami. W ten sposób znalazłam się w niewielkiej miejscowości na Opolszczyźnie, którą zwą Ujazdem. Pamiętam, że będąc dzieckiem jeździłam tam z rodzicami, bo był tam ogromny jak na ówczesne czasy market i można było kupić rzeczy, które dla zwykłego śmiertelnika były rarytasem nie lada. Budynek stoi do dnia dzisiejszego i ciągle jest tam sklep. Tyle tylko, że dziś niczym się już nie wyróżnia. A szkoda, bo chętnie bym drogą kupna nabyła coś, czego nie ma nigdzie indziej.
A tak pozostało mi jedynie zostawić samochód na parkingu obok. 

Tuż za rogiem ukazał mi się  Zamek Biskupów Wrocławskich. A w zasadzie to, co z niego zostało. Powstał w XIII w. i stał dzielnie przez wiele lat. Po drodze zmieniał właścicieli i był przebudowywany na różne style. Począwszy od gotyckiego, poprzez renesansowy na barokowym kończąc.
Gdyby nie to, że w 1945r został zniszczony przez Armię Czerwoną, mógłby cieszyć nasze oczy po dziś dzień.  

W 2016r wzmocniono mury, odkopano piwnice i zbudowano drewnianą platformę, z której można podziwiać wnętrza zamkowe i okoliczne widoki. I naprawdę jest to zrobione bardzo fajnie.
Dookoła zamku rozstawiono tabliczki, które przybliżają jego historię a cały teren zachęca
do spacerów. Jeśli więc szukacie ciekawego miejsca w którym nie przewijają się tłumy turystów
to bardzo to miejsce polecam. 










Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kontrowersyjny Ogród Niewiniątek

Kilkanaście lat temu zaczęły się masowe wyjazdy Polaków za granicę  w celach zarobkowych.  Na tej sytuacji mocno cierpiały rodziny a najbardziej dzieci, które musiały znosić rozłąkę z rodzicami. To zainspirowało artystę - Sylwestra Ambroziaka do stworzenia instalacji poświęconej Eurosierotom. Składa się ona z 22 rzeźb wykonanych z żywicy epoksydowej i można ją zobaczyć w dzielnicy Katowic - Szopienicach. Część instalacji znajduje się na terenie Browaru Mokrskich przy ul. Bednorza a część na trawniku przed nim.  Pomimo tego, iż rzeźby pojawiły się już w 2015 r, do dziś wzbudzają spore kontrowersje. Jedni widzą w nich zdeformowane dzieci, inni przybyszy z obcej galaktyki. I chyba nie ma osoby, która przeszłaby obok nich obojętnie. Mnie się podobają, ale jak wiadomo o gustach się nie dyskutuje. 😉

Pola naftowe, jaskinie i foki, czyli nareszcie w Bułgarii

  Wjeżdżając do Bułgarii liczyliśmy się z tym, że trzeba przejść przez kontrolę graniczną. Ale nie takiej się  spodziewaliśmy. Podszedł pan, sprawdził dokumenty i poszedł. Nikomu nic nie mówiąc. I tak siedzieliśmy w tym aucie jak dwa ciołki. Czy to już? Zastanawialiśmy się nie mając kogo zapytać, bo jak okiem sięgnąć nie było żywego ducha. No może poza kierowcami tirów, którzy stali karnie tuż przy drodze. Postanowiliśmy się ruszyć, bo co tak będziemy sami stać. Jakby co, to nas zatrzymają, nie? Ale nie zatrzymali. I tym to sposobem znaleźliśmy się w kraju, który był celem naszego wyjazdu. Jechaliśmy drogami, które przypominały  nasze wojewódzkie. I kiedy coraz rzadziej pojawiały się zabudowania, zaczęliśmy się rozglądać za jakimś miejscem na nocleg. Co rusz od głównej drogi odchodziły ścieżki prowadzące ku morzu. Przecinały one olbrzymie trawiaste pola na których gdzieś na horyzoncie majaczyły wiatraki. Zdecydowaliśmy się wjechać w jedną z takich bocznych dróg i tym same...

Jak przypadkiem odnaleźliśmy bunkier na plaży.

  Okolice Nesebyru tak nam się spodobały, że postanowiliśmy tam zostać na dłużej. Nie w samym mieście rzecz jasna a w jakimś uroczym zakątku nieopodal. Tym bardziej, że linia brzegowa tego regionu wynosi, bagatela 50 km! Nie musieliśmy długo szukać, bo już za drugim podejściem natrafiliśmy na fajne miejsce, które idealnie nadawało się na biwak. Z tyłu pilnował nas niedokończony hotel, z boku mieliśmy hotel działający a przed nami rozpościerało się morze. Dodatkowo z miejsca, gdzie stanęliśmy można było dostrzec majaczący gdzieś w oddali Nesebyr. Doskonale widać go było w nocy, kiedy rozświetlony wyróżniał się na tle morza. Idealne miejsce do tego, żeby odpocząć, zregenerować się i nabrać sił do dalszej podróży. Kiedy Maniek zabrał się za rozstawianie namiotu my z Franką wybrałyśmy się na mały rekonesans. Standardowo dołączył do nas kolejny pies, więc znowu przez chwilę mieliśmy na stanie dwa zwierzaki. W sumie, jak się tak zastanawiam, to okazuje się, że Pepsi zawarła w trakcie teg...