Przejdź do głównej zawartości

Jesienny zamek Cisy

 Jakieś 3 km od Książa w miejscowości Świebodzice (nie mylić ze Świebodzinem) na urwistym zboczu stoją ruiny zamku Cisy. Zamek zbudowano  głównie z piaskowca i jako doskonały punkt obronny strzegł szlaków handlowych z Czech do Świdnicy i Wrocławia.

Zbudował go w 1327 r książę Bolko I. Ponoć istniał już dużo wcześniej, ale historycy
twierdzą dziś, że dokumenty to potwierdzające są falsyfikatami.
Jak to się świat zmienia – jedni się na siłę odmładzają, inni postarzają. ;)  

W średniowieczu zamek często zmieniał właścicieli a w XV w stał się siedzibą rycerzy rabusiów. Wielokrotnie go przebudowywano, niszczono i odbudowywano.
W ruinę popadł w 1634 r, kiedy to postanowili go spalić Szwedzi.

Żeby dojść do ruin, trza się przeprawić przez rzekę Czyżynkę.  Nie jest ona ani głęboka, ani nurt do wartkich nie należy, jednak przeprawianie się przezeń w listopadzie średnio przyjemne jest.
No chyba, że ktoś ma wodoodporne obuwie typu kalosze – wtedy to już żadnego problemu nie ma.

Ja wybrałam przejście mostem – taki prowizorycznym, zbudowanym z dwóch bali drewna.
Chciałam przejść z gracją, ale wyszło jak zawsze…
Żeby nie polecieć twarzą w wodę, chciałam się przytrzymać „poręczy”.
 A, że ta wyheblowana nie była, jej kawałek pozostał mi pod skórą.
Ale co tam…każdy bohaterski czyn wymaga ofiar, czyż nie?! ;)

Niczym kozice wspinaliśmy się na górę i nagle oczom naszym ukazał się quad a przy nim kilku panów robiących ognisko. Okazało się, że była to jakaś ekipa, która przeprowadzała naprawy
i robiła wzmocnienia zamku (chyba).

Szlag trafił przejście przez mostek, bo panowie od ogniska postanowili go w tym akurat dniu  pomalować. Poleźliśmy więc z drugiej strony boczkiem, boczkiem testując swoją wytrzymałość.
Zwiedziliśmy ruiny z każdej strony, pooglądaliśmy sprzęty panów od napraw i  zrobiliśmy sobie piknik pod wiszącą skałą.

Nic nam na łeb nie spadło a widoki były przednie.
Mogę więc z czystym sumieniem polecić wycieczkę  w to piękne miejsce.





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kontrowersyjny Ogród Niewiniątek

Kilkanaście lat temu zaczęły się masowe wyjazdy Polaków za granicę  w celach zarobkowych.  Na tej sytuacji mocno cierpiały rodziny a najbardziej dzieci, które musiały znosić rozłąkę z rodzicami. To zainspirowało artystę - Sylwestra Ambroziaka do stworzenia instalacji poświęconej Eurosierotom. Składa się ona z 22 rzeźb wykonanych z żywicy epoksydowej i można ją zobaczyć w dzielnicy Katowic - Szopienicach. Część instalacji znajduje się na terenie Browaru Mokrskich przy ul. Bednorza a część na trawniku przed nim.  Pomimo tego, iż rzeźby pojawiły się już w 2015 r, do dziś wzbudzają spore kontrowersje. Jedni widzą w nich zdeformowane dzieci, inni przybyszy z obcej galaktyki. I chyba nie ma osoby, która przeszłaby obok nich obojętnie. Mnie się podobają, ale jak wiadomo o gustach się nie dyskutuje. 😉

Pola naftowe, jaskinie i foki, czyli nareszcie w Bułgarii

  Wjeżdżając do Bułgarii liczyliśmy się z tym, że trzeba przejść przez kontrolę graniczną. Ale nie takiej się  spodziewaliśmy. Podszedł pan, sprawdził dokumenty i poszedł. Nikomu nic nie mówiąc. I tak siedzieliśmy w tym aucie jak dwa ciołki. Czy to już? Zastanawialiśmy się nie mając kogo zapytać, bo jak okiem sięgnąć nie było żywego ducha. No może poza kierowcami tirów, którzy stali karnie tuż przy drodze. Postanowiliśmy się ruszyć, bo co tak będziemy sami stać. Jakby co, to nas zatrzymają, nie? Ale nie zatrzymali. I tym to sposobem znaleźliśmy się w kraju, który był celem naszego wyjazdu. Jechaliśmy drogami, które przypominały  nasze wojewódzkie. I kiedy coraz rzadziej pojawiały się zabudowania, zaczęliśmy się rozglądać za jakimś miejscem na nocleg. Co rusz od głównej drogi odchodziły ścieżki prowadzące ku morzu. Przecinały one olbrzymie trawiaste pola na których gdzieś na horyzoncie majaczyły wiatraki. Zdecydowaliśmy się wjechać w jedną z takich bocznych dróg i tym same...

Jak przypadkiem odnaleźliśmy bunkier na plaży.

  Okolice Nesebyru tak nam się spodobały, że postanowiliśmy tam zostać na dłużej. Nie w samym mieście rzecz jasna a w jakimś uroczym zakątku nieopodal. Tym bardziej, że linia brzegowa tego regionu wynosi, bagatela 50 km! Nie musieliśmy długo szukać, bo już za drugim podejściem natrafiliśmy na fajne miejsce, które idealnie nadawało się na biwak. Z tyłu pilnował nas niedokończony hotel, z boku mieliśmy hotel działający a przed nami rozpościerało się morze. Dodatkowo z miejsca, gdzie stanęliśmy można było dostrzec majaczący gdzieś w oddali Nesebyr. Doskonale widać go było w nocy, kiedy rozświetlony wyróżniał się na tle morza. Idealne miejsce do tego, żeby odpocząć, zregenerować się i nabrać sił do dalszej podróży. Kiedy Maniek zabrał się za rozstawianie namiotu my z Franką wybrałyśmy się na mały rekonesans. Standardowo dołączył do nas kolejny pies, więc znowu przez chwilę mieliśmy na stanie dwa zwierzaki. W sumie, jak się tak zastanawiam, to okazuje się, że Pepsi zawarła w trakcie teg...